sobota, 8 listopada 2014

Szybki zestaw pielęgnacyjny

Do pielęgnacji swojego ciała i włosów podchodzę bardzo zasadniczo. Nie ma zmiłuj się. Znalazłam odpowiedzią dla siebie pielęgnacyjną rutynę obejmującą różne aspekty rano oraz wieczorem i trzymam się tego stanowczo. Jednak zdarzają się dni, kiedy nawet dla mnie wieczorny marsz w stronę łazienki niemalże przekracza moje możliwości. Wtedy sięgam po 2 produkty które pozwolą na błyskawiczną i skuteczną pielęgnację, czyli maksimum korzyści przy minimalnej ilości użytych kosmetyków.

Pierwszy krok DEMAKIJAŻ
Tutaj bezbłędnie sprawdza się olej kokosowy, wspaniale oczyszcza skórę nawet z wodoodpornego makijażu jednocześnie ją nawilżając, a ponad to jest bardzo delikatny.




Drugi krok PRYSZNIC/KĄPIEL
Moje najświeższe odkrycie: Ziaja seria liście zielonej oliwki,  oliwka do mycia twarzy, ciała i dłoni. Produkt marzenie, pozwala na umycie całego ciała łącznie z twarzą co pozwala na pozbycie się ewentualnych resztek makijażu, jednocześnie nawilża i nie powoduje efektu ściągnięcia skóry. Można go również użyć do kąpieli, wystarczy dodać do wody 2-3 nakrętki olejku.




Trzeci krok NAWILŻENIE
I tutaj ponownie powrót do mojego ulubionego oleju kokosowego. Nadaje się do pielęgnacji każdego typu skóry więc stosuję go jednocześnie jako krem pod oczy, do twarzy, balsam do całego ciała oraz maskę do włosów na noc.

Macie swoje ulubione wielofunkcyjne kosmetyki do pielęgnacji?

niedziela, 5 października 2014

Szczypta lata

Jakich lakierów bym nie używała, zawsze z zainteresowaniem wracam do tych z Golden Rose. Tam się zawsze coś nowego i interesującego pojawia i to w dodatku w ogromnej różnorodności, dobrej jakości oraz cenie :)
W końcu godząc się z tym, że jesień wyparła lato, szybka prezentacja jednego z ostatnich lakierów jaki nabyłam w Golden Rose z serii Carnival nr 22, jako lakier bazowy posłużył mi Color Expert nr 67.



Tak wiem że pstrokato i koszmarnie się zmywa, ale czy to połączenie nie jest urocze?


Na końcu chyba powinnam się jednak przyznać, że kupiłam ten lakier tylko dla tego, że wśród całej masy drobinek znalazły się tam również te w kształcie kwiatków :D


wtorek, 30 września 2014

Moje sposoby na podkreślenie brwi

Brwi, temat rzeka. Niestety często z makijażu są przez kobiety traktowane po macoszemu, albo wręcz przeciwnie, są dopieszczane, ale w zbyt przerysowany i nienaturalny sposób. Dobrze jest mieć je na uwadze, bo to one stanowią ramę dla naszych oczu, a także niewłaściwie podkreślone i wyregulowane mogą dodać lat i srogiego wyrazu twarzy lub wręcz przeciwnie, odmłodzić spojrzenie i złagodzić rysy. Sposobów na ich pokreślenie jest masa, wszytko można dostosować do własnych potrzeb, w zależności czy brwi mamy regularne lub czy wymagają zatuszowania ubytków, a także czy mają jasne/ciemne włoski i czy są gęste/rzadkie itd.



Jak widać matka natura poskąpiła mi brwi, ale o sińcach pod oczami nie zapomniała ;) Z biegiem lat wypracowałam kilka swoich niezawodnych metod podkreślania brwi w zależności od tego ile mam czasu i jaki efekt chcę uzyskać.



Sposób 1 - HENNA
Polecam to osobom lubiącym naturalny i długotrwały efekt, które chcą przyciemnić włoski i nie mają znacznych ubytków w linii brwi, sprawdza się zarówno do brwi jak i rzęs. Hennę można samodzielnie wykonywać w domu, koszt produktu w kremie to ok. 10 zł (w proszku ok. 3 zł), całkowity czas wykonania to 20-25 minut, efekt na jakieś dwa tygodnie. Osobiście preferuję wersję kremową - ma łatwiejszą w użyciu konsystencję, delikatniej barwi skórę i jest wielokrotnego użytku.
Efekt jak na zdjęciu poniżej, pofarbowane włoski na naturalny odcień brązu i delikatny cień na skórze.





Sposób 2 - KOREKTOR DO BRWI
Efekt trochę zbliżony do henny, z tą różnicą, że znika wraz ze zmyciem makijażu, ale za to mocniej przyciemnia brwi i dodatkowo je modeluje, utrzymując ich kształt przez cały dzień. Jest to szybki w użyciu produkt jednak nadal nie nadaje się dla osób o zbyt rzadkich brwiach lub wymagających korekty kształtu.
Efekt uzyskany na zdjęciu to duet henny i korektora do brwi art scenic Eveline kolor brown.
Podobny efekt można również uzyskać za pomocą woskowych kredek do brwi.




Sposób 3 - CIENIE DO BRWI
Przy pomocy tego produktu, można już korygować kształt brwi oraz ich "gęstość". Metoda wymaga już nieco więcej czasu i narzędzi (niezbędny jest skośny pędzelek, w tym zestawie Catrice dołączony do opakowania wraz z mini pęsetą). Dwa kolory pozwalają na uzyskanie naturalnego efektu - w skrócie: ciemny zawsze nakładamy na dolną linie brwi delikatnie go rozcierając ku górze, natomiast górną część brwi oraz jej początek zaznaczamy jaśniejszym kolorem. Dla złagodzenia efektu całą brew albo tylko jej górną cześć można przeczesać umytą klasyczną spiralą od starego tuszu do rzęs.
Efekt pokazany na zdjęciu to zestawienie henny i cieni do brwi. Szczerze jest to metoda, która najgorzej się u mnie sprawdza, ze względu na słabą trwałość na mojej tłustej skórze.



Sposób 4 - PRODUKTY W KREMIE
Mój ulubiony produkt to Maybelline colour tattoo 24 nr 40 Permanent Taupe. Kremowa formuła pozwala na stopniowanie efektu, dokładne zaznaczenie kształtu brwi oraz zatuszowanie ewentualnych defektów, a ponad to jest bardzo trwała, jedynym minusem jest to, że praca z tego typu produktami jest najbardziej czaso i praco chłonna, ale coś za coś. :) Dla złagodzenia efektu również można użyć starej spirali z tuszu do rzęs, tak jak w przypadku cieni do brwi.
Efekt pokazany na zdjęciu to henna połączona z colour tattoo, jednak to jeszcze nie jest mój ideał pokreślenia brwi.


Moim ideałem jest połączenie dwóch, a właściwie trzech powyższych metod:
henna - którą wykonuję sobie sama średnio raz na 2 tygodnie, żebym w razie awarii miała "jakieś" brwi,
produkt w kremie - który jest bardzo trwały i pozwala na uzyskanie różnych efektów,
korektor do brwi - który dodatkowo przyciemnia same włoski oraz trzyma je na właściwym miejscu.


To tyle, jeżeli chodzi o maleńki fragment tego, co można pisać o brwiach. Skupiłam się na tym co  i jak ja stosuję u siebie, ale także u innych. 
Jeżeli macie jakieś pytania odnoście dzisiejszego postu to serdecznie zapraszam :)
Panna Migotka

wtorek, 26 sierpnia 2014

Moje sposoby na...

Na blogu pojawi się nowa seria " Moje sposoby na...", będzie ona obejmować różne aspekty kosmetyczne, od pielęgnacji po manicure czy elementy makijażu. Być może tematyka wyjdzie kiedyś poza ramy kosmetycznego świata, ale tego na razie nie obiecuję. Wpisy będą zawierały moje obserwacje i rady które sprawdziły się u mnie i którymi chcę się z Wami podzielić. :) Zapraszam do dyskusji i podsyłania własnych sposobów z danej kategorii, a także propozycji tematów kolejnych wpisów, jeżeli tylko macie z czymś problem. Mam nadzieję że wyniknie z tego coś wartościowego.

Przy okazji zapraszam na mój fanpage, wtedy zawsze będziecie ze wszystkim na bieżąco  :)

Pozdrawiam Panna Migotka


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Miętka pod koniec lata

Jeszcze kilka lat temu miałam pewne zarzuty co do lakierów Golden Rose (min. czas schnięcia który osiągał często całe wieki...). Z czasem jednak firma bardzo się rozwinęła, zaczęła wypuszczać coraz lepsze produkty o poprawionych formułach, ich kolekcje podążają, a czasem mam wrażenie, że nawet wyprzedzają najnowsze trendy. Pojawiają się kolejne linie lakierów godne polecania. Tym razem jest to Color Expert i śmiało mogę powiedzieć, że jest moja ulubiona zaraz po Rich Color.

Kolory są obłędne, świeże, żywe, wiosenne i radosne ( kolekcja Rich Color jest bardziej stonowana). Konsystencja w sam raz, pędzelek plaski i stosunkowo szeroki, całkowite krycie po 2 warstwach, czas schnięcia bez zastrzeżeń, cena - śmieszna, ok. 6 zł :)


Mój kolor to nr 67 intensywna mięta z przewagą zieleni ze srebrnymi drobinkami, które tak naprawdę na paznokciu są niewidoczne. Co tu mówić więcej, pozostaje jedynie cieszyć oczy :)





niedziela, 10 sierpnia 2014

Pastelowe paseczki

Znudzona klasycznym jednokolorowym manicure, zaczęłam przeszukiwać połacie internetu, żeby znaleźć względnie proste w wykonaniu, a jednocześnie efektowne zdobienia przy użyciu taśmy klejącej. A o to efekt tych poszukiwań.


Wykonanie jest w całkiem proste. Zwykłą taśmę klejącą malujemy wybranym lakierem do paznokci (tu miętowy - Rimmel Salon Pro Lycra nr 500 Peppermint , różowy - nr 247 Isn't she precious?) i pozostawiamy do całkowitego wyschnięcia. W między czasie możemy nałożyć kolor bazowy na paznokcie w tym przypadku jest to Rimmel 60s nr 703 white hot love.


Kiedy lakiery na taśmie klejącej całkowicie wyschną, tniemy je wedle własnego uznania, ja wybrałam paski, i przyklejamy na suchy bazowy kolor. Wystający nadmiar taśmy klejącej odcinamy szczypcami do skórek, a całość pokrywamy top coatem (Catrice Gel Like Top Coat), aby świeżo przyklejone wzorki nie odklejały się i nie haczyły. Gotowe! :)



I co Wy na to? :)
 

środa, 30 lipca 2014

Sinner Lady

Kolejny lakier od Colour Alike na który się zdecydowałam to Sinner Lady - czyli najbardziej klasyczny i podstawowy lakier holograficzny.

W cieniu nie wygląda atrakcyjnie, dopiero w słońcu pokazuje swoje prawdziwe możliwości.



Niestety ze względu na pogodę nie udało mi się zrobić mu zdjęć w naturalnym  świetle. To co tu pokazałam to efekt uzyskany przy lampie aparatu. Jednak jest to nieporównywalne do tego jak wygląda w słońcu.





Myślę, że lakiery holograficzne są świetnym rozwiązaniem szczególnie w okresie letnim, kiedy słońce pozwala im w pełni zaprezentować swoje atuty. Dlatego często do nich wracam w czasie wakacji. :)

piątek, 25 lipca 2014

Bamberka

Colour Alike - moja dawna, wielka lakierowa miłość, później ze względu na dostępność tylko przez internet i nieprzyzwoity przyrost mojej lakierowej kolekcji, odstawione w kąt. Ponownie u mnie goszczą po długiej przerwie, od kiedy są dostępne we Wrocławiu stacjonarnie w Mydlarni Wrocławskiej. :)

Wybór padł na holograficzne cudeńka, dzisiaj nr 496 Bomberka.


Piękny morski lakier mieniący się w odcieniach zieleni, niebieskiego srebra i złota. Jakość ta sama jak sprzed kilku lat - idealna konsystencja i aplikacja, dobrze kryje przy dwóch warstwach, szybko wysycha i nie odpryskuje.


Jedyne co mogę mu zarzucić jest to, że odbarwia paznokcie - a używam odżywki jako lakieru bazowego.
Ale dla takiego efektu cieszącego oko jestem w stanie to przełknąć. ;)






czwartek, 10 lipca 2014

MUA Luxe Velvet Matowa szminka do ust, HIT czy KIT?

Wśród wielu produktów z MUA o które miałam możliwość poprosić moją koleżankę z Londynu znalazły się dwie matowe szminki Luxe Velvet, czerwona - Reckless i różowa - Funk.  Byłam bardzo ciekawa efektu jaki uzyskam dzięki nim na ustach i  pierwsza w ruch poszła wersja różowa.



Opakowanie solidne i eleganckie z tradycyjnym aplikatorem jak w błyszczyku.



Szminka ma stosunkowo gęstą konsystencję o całkowitym kryciu, podczas aplikacji na usta, okazało się, że wcale nie tak łatwo się z nią pracuje.


Najlepiej zminimalizować poprawki i szybko malować kontur ust jak i ich wypełnienie. W momencie kiedy szminka zaczyna troszkę zastygać, wszelkie poprawki stają się już dość kłopotliwe. Jednak przy odrobinie cierpliwości można uzyskać intensywny kolor i ładne satynowe wykończenie ust, które z czasem jeszcze odrobinę matowieje.



Tyle co do aplikacji i efektu, a jak z trwałością? No właśnie...


Trwałość jest koszmarna! Szminka wcale nie była wystawiona na wielką próbę wytrzymałości. Efekt widoczny na kolejnych zdjęciach uzyskałam po 4 godzinach załatwiania spraw na mieście i wypiciu jednej kawy przez słomę. To chyba nie jest wiele? Dodam, że po mieście wędrowałam sama, więc odchodzi dodatkowe utrudnienie w postaci ciągłego gadania.


Szminka po prostu się wykruszyła przy mówieniu, reszta przykleiła się do słomki miejscami pozostawiając usta zupełnie nagie, pozostałości spękały. Nie takiego efektu się spodziewałam po tak mozolnej aplikacji...


Efekt ładny, jednak na bardzo krótko. Chyba tylko na "już" do sesji zdjęciowej albo na jakieś 2 godziny, bo ani w niej mówić za bardzo nie można, a tym bardziej jeść... (a jak to tak bez jedzenia....). Z poprawkami też ciężka sprawa, najlepiej wszystko zmyć i zacząć od nowa.
Dla mnie niestety KIT. Pomimo trudności przy aplikacji - obiecujący początek, ale fatalny koniec, teraz żałuję że skusiłam się od razu na dwa kolory, bo nie wiem do czego je wykorzystać.

wtorek, 13 maja 2014

Kto by pomyślał

Krem do rąk - jeden z najpopularniejszych produktów do pielęgnacji. Jedni mają małe wymagania co do niego, inni duże i ja też. Moja obecna praca wymaga ode mnie bardzo częstego mycia i moczenia rąk, nie wspominając już o kontakcie ze środkami czystości wszelkiego rodzaju. Całość składa się na to, że moje dłonie są często bardzo przesuszone, szorstkie i piekące. Moje kremowe odkrycie zawdzięczam koleżance z pacy, która pierwsza mnie nim "poczęstowała". ;) Sama bym nigdy po niego nie sięgnęła na półce sklepowej.


Proteinowy krem do rąk sprzedawany pod marką Carrefour okazał się małym skarbem za grosze. Ma stosunkowo lekką konsystencję i zapach ananasowych misiów Haribo (choć skład mówi, że powinnam czuć jaśmin... - Hexyl Cinnamal) Dobrze się rozprowadza, szybko się wchłania, sprawia że dłonie są gładkie i zregenerowane nie pozostawiając przy tym tłustego filmu.


Ale to nie wszystko, zajrzyjmy głębiej:


Butylospermum Parii Butter - masło shea
Glycine Soja Oil - olej sojowy
Glycerin - gliceryna
Cera Alba - wosk pszczeli
Lanolin - lanolina
Gossypium Herbaceum Seed Oil - olej z nasion bawełny
Allantoin - alantoina
Tocopheryl Acetate - octan tokoferylu
Hydrolyzed Silk - jedwab
i pod sam koniec obiecana witamina E (Tocopherol).

Za wybitnego specjalistę w dziedzinie czytania składów kometyków się nie uważam. Wiem również, że skład tego do idealnych nie należny. Uważam, jednak, że jak na krem który się dobrze spisuje i kosztuje ok. 5zł jest rewelacyjny! Wiele droższych kremów ma  gorsze składy.


Jakość zasługujemy firmie Delia, która zajmuje się produkcją tego kremu dla Carrefour. 
Jest to zaskakująco dobry produkt w świetnej cenie i jeden z nielicznych kremów do rąk który odkupuję zaraz po zużyciu. 

Polecam spróbować, Panna Migotka  ;)